Często zdarza się, że do agencji marketingowych lub firm programistycznych zgłasza się zrezygnowany klient, który zarzeka się, że już nigdy nie da zlecenia freelancerowi. Skąd takie myślenie? Jakie grzechy najczęściej popełniają freelancerzy, że nie chcą być zatrudniani przez klientów?

 

Fałszywe portfolio

Najgorsze przewinienie? Chwalenie się cudzą pracą. Zleceniodawcy rzadko mają czas i możliwość zweryfikowania prawdziwości pokazywanych prac, bo jak się za to zabrać? O ile to nie jakaś rozpoznawalna firma/program/marka, to nawet nie wiedzieliby, gdzie pytać. Dopóki właściciel pracy sam nie zauważy i zgłosi do odpowiednich służb, to nic się nie da zrobić. W ten sposób ci uczciwi freelancerzy tracą, a klient, zamiast dostać specjalistę od grafik z 10-letnim stażem w gamedevie przy grach triple A, dostaje człowieka, który ledwo dłubie brzydkie logo w paintcie.

 

Przekładanie deadline’u

Freelancerzy rzadko podpisują umowy, na których zawarte są kary umowne za przekroczenie terminu zakończenia zlecenia. Przecież wszystko się może wydarzyć, a ręce ma się tylko dwie, prawda? Tym niemniej oddanie projektu w miesiąc po planowanym terminie jest nie tylko nierzetelne i nietaktowne, to jeszcze cieniem kładzie się na opinię o wszystkich freelancerach. Zwłaszcza, jeśli to nagminna praktyka w tej grupie – może nie jest, ale zleceniodawca po 3 takich przypadkach może tak pomyśleć. A przecież i klienta terminy mogą gonić, zwłaszcza jeśli sam jest podwykonawcą innego zleceniodawcy…

 

Brak gwarancji jakości wykonania i piętrzące się problemy

Opinie na portalach społecznościowych mogą pisać znajomi, a na stronę internetową referencje można sobie powymyślać i wkleić głowy ludzi ze stocka. Dlatego najczęstszą praktyką wśród zleceniodawców z jednej strony, a budowania sieci klientów ze strony freelancera, jest po prostu system wzajemnych poleceń – tylko relacja „z pierwszej ręki” i poręczenie znajomego może zwiększyć prawdopodobieństwo trafienia na rzetelnego podwykonawcę.

Niektórzy freelancerzy uczciwie – a inni nie – dokładają kolejne klocuszki do zlecenia, którego wartość rośnie z każdym kolejnym problemem. „Nie zrobię X bez Y”, „czekam na A, żeby móc zacząć robić B” – czasem takie sytuacje są nie do uniknięcia, jednak warto zbierać możliwie najwięcej informacji PRZED przystąpieniem do pracy, aby uniknąć przykrych niespodzianek. Zleceniodawca może, ale nie musi wiedzieć, z czym wiąże się praca freelancera. Freelancer z kolei powinien się dowiedzieć, czego DOKŁADNIE wymaga klient i przedstawić mu plan działania. Zobacz też: jak stworzyć idealne zlecenie?

 

Brak kontroli nad przebiegiem zlecenia lub odwrotnie, brak decyzyjności

Tu można stworzyć pewne kontinnum: od freelancera „klepnij mi wszystko i powiedz, czy tak ma być, bo ja się boję i nie wiem” do „będzie pan zadowolony, proszę mi się tu nie wcinać, bo wiem lepiej”. Wystarczy trafić na któregokolwiek, a chęć do ponownego zatrudnienia freelancera drastycznie spada.

Co zatem robić, a czego nie robić? Pisaliśmy już o tym w artykule poradnikowym o komunikacji pomiędzy freelancerem a zleceniodawcą. Ponadto warto zawczasu określić zakres swoich kompetencji i zwyczajnie… spytać, jaka forma będzie dla klienta odpowiednia – czy konsultować się często, czy zleceniodawca woli zostawić wolną rękę. Tu największy problem mogą mieć graficy – z jednej strony wymaga się od nich znajomości tematu i dużych pokładów kreatywności, z drugiej zaś – klient często może stwierdzić, że mu się po prostu nie podoba i wszystko idzie do zmiany. Dlatego ustalenie zasad komunikacji na samym początku współpracy jest tak ważne.

Jak przekonać zleceniodawcę, że nie każdy uprawiający wolny zawód i jest nierzetelny i warto publikować zlecenia dla freelancera? Dbaj o markę osobistą i komunikację, bądź uczciwy – a twoja praca obroni się sama. Zleceniodawcy zaś nie powinni się zrażać, jeśli raz czy drugi nie wyjdzie – rynek freelancerów rośnie z dnia na dzień i warto zlecać pracę tym, którzy wyróżniają się z tłumu.

 

 

jm/fot. pexels.com