Pojęcie „typowego Janusza” już chyba na stałe weszło do polskiej mowy potocznej. Oznacza zazwyczaj sknerę, marudę, cwaniaka – ot, takiego jegomościa, który zawiera w sobie większość tych gorszych cech Polaków.

 

Czasem na „Janusza” mówi się również „Polaczek-cebulaczek” lub po prostu „cebularz”. To ten typ zleceniodawcy, który zawsze wymyśli coś, by uprzykrzyć innym życie, być przysłowiowym wrzodem na tyłku, a w skrajnych wypadkach – nie zapłacić swojemu podwykonawcy… Jak więc podchodzić do freelancerów, by nie być okrzykniętym „Januszem biznesu”?

 

Wiedz, czego chcesz

Nikt nie każe ci być znawcą każdego tematu, jednak określenie swoich potrzeb możliwie najbardziej szczegółowo na początku współpracy będzie bardzo mile widziane.

Co to znaczy? Że jeśli szukasz twórcy logo dla swojej firmy, to nie oczekuj, że dostaniesz od razu pełną identyfikację wizualną wraz z zaprojektowaniem wyglądu strony głównej. Nie każdy może poszczycić się kompleksowym zestawem umiejętności, choć tobie może się wydawać, że powinien.

Podobnie w przypadku zlecenia dla programistów – powinieneś wiedzieć, jakiej funkcjonalności oczekujesz od projektowanego produktu i odpowiedzieć na wszelkie pytania freelancera. Nie zmieniaj jednak koncepcji w środku pracy o 180 stopni, bo nie dość, że czas pracy podwykonawcy się wydłuży, to jeszcze nie pozostawisz po sobie dobrego wrażenia.

 

Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe

Nie lubisz zawalania terminów? Nikt nie lubi. Dlatego zgodnie z tym, co napisano powyżej, najpierw wiedz czego chcesz, dopiero później dobierz podwykonawcę tak, by spełnił twoje oczekiwania również pod kątem terminu.

Lubisz pracować za darmo? Nawet jeśli sam tak zaczynałeś, to nie oczekuj, że każdy będzie chętny na pracę za „wpis do portfolio” – zwłaszcza jeśli wymagasz wiedzy specjalistycznej. I nie, nie ma znaczenia jak „ważną osobą” jesteś. Jeśli rzeczywiście uważasz się za osobę z pozycją i klasą, to tym bardziej stać cię na godziwe wynagrodzenie dobremu podwykonawcy…

Tłumacz powiedział ci stawkę za stronę? Niech ci nawet przez myśl nie przejdzie, żeby upychać jak największą ilość tekstu na jednej stronie. Po pierwsze, to zupełnie tak nie działa – „strona” jest zazwyczaj pojęciem znormalizowanym (np. czcionka Times New Roman, 12 pkt, 1,5 interlinii i po 2,5 cm marginesu), a po drugie… powiedzmy, że nic tak nie krzyknie „Janusz biznesu!” jak taka godna pożałowania próba ominięcia systemu rozliczeń. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości co do wyceny usługi, po prostu spytaj…

 

Najtaniej nie znaczy najlepiej

To klasyczna cecha „Janusza biznesu” – szuka najtańszej opcji, zgodnie z przekonaniem, że „skoro można taniej, to po co przepłacać”. A nie wzbudza w tobie podejrzeń fakt, że średnia za zlecenie wynosi ok 80 zł? I mimo to wybierasz tego, który oferuje usługę za 15 zł? Wtedy nie dziw się, że szybko będziesz szukał innego freelancera i błagał „panie, napraw!”, a ten zaproponuje wykonanie usługi od początku, bo „oryginał” rzeczywiście do niczego się nie nadaje.

Możesz pokusić się o negocjacje, jeśli zdecydujesz się na zamówienie większej ilości rzeczy w ramach danej usługi – wszystko zależy od tego, jak będzie przebiegać komunikacja pomiędzy stronami umowy.

Pamiętaj jednak, że tak jak ty chcesz być doceniony i godnie wynagrodzony za swój trud, tak i twój podwykonawca. Dlatego nie warto być Januszem biznesu!

 

jm/ fot. pixabay.com