Niemal każdy copywriter na swojej ścieżce zawodowej stanie przed pytaniem: czy warto zająć się ghostwritingiem? Odpowiedź może nie być taka prosta, jak się wydaje…

 

 

Czym jest tak naprawdę ghostwriting? W najprostszym ujęciu to zlecenie na napisanie najczęściej dłuższej formy – książki lub pracy naukowej – pod którą nie jest podpisany rzeczywisty autor tekstu, tylko zlecający. I z tym właśnie faktem przepisania autorstwa wiążą się największe kontrowersje.

 

Ghostwriting a prawo

Wszyscy intuicyjnie wiedzą, że legalność swoją drogą – ale wynajmowanie ghostwritera jest zwyczajnie nieetycznie. Wydaje nam się, że czytamy książkę np. celebryty i doceniamy kunszt jego słowa, a tu się okazuje, że książka jest de facto Milenki G. spod Chorzowa, która dorabia w czasach studenckich. Jak jednak jest z legalnością wynajmowania takiego podwykonawcy?

 

Prawo autorskie można podzielić na dwie najważniejsze części – autorskie prawo majątkowe i autorskie prawo osobiste. To pierwsze można przekazać za pomocą prostego dokumentu i to częsta praktyka wśród freelancerów – oznacza tyle, że w momencie “sprzedaży” pracy zleceniodawcy freelancer nie może sprzedać jej ponownie, natomiast klient – tak, może dowolnie dysponować przekazaną mu pracą.

 

Natomiast w przypadku autorskich praw osobistych sprawa wygląda nieco inaczej – prawo osobiste jest niezbywalne, czyli nie można komuś odmówić wykonania pracy i twierdzić, że wykonał ją ktoś inny. Dlatego np. freelancerzy mogą pokazywać w portfolio swoje prace, nawet jeśli przekazali do nich autorskie prawa majątkowe – chyba że podpisali umowę poufności, która wyraźnie zabrania pokazywania efektów tej pracy.

 

Jak zatem widać, w świetle prawa autorskiego ghostwriting, w którym przypisuje się autorstwo zupełnie innej osobie, wydaje się wyjątkowo dyskusyjny.

 

 

Ghostwriting – umowa i rozliczenie

 

Mimo to ghostwriting istnieje i ma się dobrze. Jakim cudem, a w zasadzie prawem?
Często w umowach na napisanie tekstu zakres autorskich praw majątkowych jest napisany tak szeroko, że praktycznie uniemożliwia pochwalenie się prawdziwemu autorowi pracy, że to jego dzieło – nierzadko pod groźbą wysokich kar umownych. Tym niemniej ghostwriting jest jedną z najlepiej opłacanych typów prac dla ludzi pióra, więc niewielu taki zakaz opłaca się łamać. Czasami zdarza się, że realny autor jest faktycznie podpisany, jednak nie na okładce, tylko pod szeroko rozumianym pojęciem “redaktora”, np. redaktora merytorycznego.
Jeśli chodzi o rozliczenie, to często pojawiają się umowy o dzieło. Mimo że np. portal Useme najczęściej korzysta z tej formy umowy, to jednak nie publikuje zleceń na typowy ghostwriting. Takie umowy nie pojawiają się głównie ze względu na wątpliwości prawne – a jako oficjalnie zatrudniający freelancera pracodawca nie może pozwolić sobie na jakiekolwiek “szemrane” i niejednoznaczne prawnie rozliczenia.

 

 

Dlaczego ludzie zamawiają i wykonują ghostwriting?

 

W kwestii zamówień sprawa jest prosta – osoba wie, że nie potrafi pisać, jednak chce przekazać w zgrabnej formie treść, jaką kieruje do odbiorcy. Natomiast dla ghostwritera to zazwyczaj przyzwoity zarobek. Dla wielu tych bardziej nieśmiałych i niepewnych swoich umiejętności pisarskich osób dodatkowym plusem jest fakt, że ich praca “żyje” i została opublikowana, jednak oni sami pozostają w cieniu i nie są narażeni na ogień krytyki, jaki spadnie na podpisanego na okładce.

 

Zupełnie osobnym zakresem ghostwritingu są zlecenia na prace naukowe, np. magisterki, doktoraty lub artykuły. Taka forma nie tylko jest nieetyczna, ale w świecie nauki i praw uczelni często jeszcze bardziej nielegalna – osoba, której udowodni się skorzystanie z usług pisarza z zewnątrz może mieć odebrany tytuł naukowy, czasem nawet “wilczy bilet” na pracę w jakiekolwiek instytucji naukowej.

 

Czy zatem warto zajmować się ghostwritingiem? Dla własnego bezpieczeństwa – nie warto, niezależnie od tego, czy jest się zamawiającym, czy piszącym. A tym, którzy boją się podpisywać pod pracą własnym nazwiskiem, możemy tylko powiedzieć – głowa do góry, nie będzie tak źle! Krytykanci znajdą się zawsze, ale można zyskać i oddanych czytelników, dla których będzie warto pisać.

 

 

 

jm/fot.pexels.com